Irena i Hilton- azyl

Irena i Hilton- azyl

Kochani????
Budowa azylu dla ślepej Ireny i Hiltona wciąż trwa- ogrodziliśmy już jego teren, częściowo doprowadziliśmy wodę- trzeba jeszcze wybudować stajnię, z przystosowaniem dla naszej kochanej, ślepej Ireny. Hilton i Irka, spędzają już całe dnie, na części z ogrodzoną łąką w towarzystwie innych koni- oczywiście reszta koni jest za ogrodzeniem, na innym wybiegu, a wszystko po to, by Irenie nie stała się żadna krzywda… Powoli brniemy do przodu, bo gdy skończymy, te dwa konie znajdą się w prawdziwej bajce- bo właśnie o to chodzi, by dzięki pomocy, naszym gestom i pracy, koszmar skrzywdzonych zwierząt, zamieniał się w szczęście????!

 

https://youtu.be/bQpki2UyHeI

Bajka dwóch koni, która stała się rzeczywistością z koszmaru dzięki naszej pracy i waszemu wsparciu.

Bajka dwóch koni, która stała się rzeczywistością z koszmaru dzięki naszej pracy i waszemu wsparciu.

Kochani????, Dziś będzie długo, ale bardzo wartościowo. Bo historia dwóch koni, które przedstawiliśmy w filmiku, jest naszym ciągłym parciem na przód, sukcesem i potwierdzeniem tego, że nasza praca i wasze wsparcie, zamienia koszmarne życie zwierząt w prawdziwa bajkę???? – pomimo wszystkich przeciwności i hejtu, jaki wciąż nas dotykał, bo był on bardzo duży, przy Rosterze i Jeremim- wielu ludzi, którzy w ogóle nie chcieli pomóc w wykupie i zebraniu funduszy na leczenie, w komentarzach, wiadomościach prywatnych jak i telefonicznie, wciąż oskarżało nas, że chcemy się wzbogacić, że tym koniom nie da się pomóc. Roster miał wyrok śmierci, gdyż miał poważne złamanie nogi- pragnęliśmy mu pomóc, lecz więcej niż słów wsparcia, było słów, że konia trzeba uśpić, że tylko go męczymy, że na co zbieramy tyle pieniędzy, że jak się nie znamy, to dajmy sobie spokój, że z konia, pyszna kiełbasa będzie- ręce naprawdę się załamują, gdy słyszy się takie rzeczy, tym bardziej wiedząc z własnego doświadczenia, że koń ma szansę wyzdrowieć- leczenie Rostera trwało ponad rok- wszystko się przeciągało, szczelina nie chciała się zalać- czasami nawet my, po prostu czuliśmy się bez radni, gdy wciąż słyszeliśmy, że wszystko tak bardzo się komplikuje- ale patrząc w oczy tego wałacha, wiedzieliśmy, że nie odpuścimy- one były tak żywe, chętne do poznawania świata… Pomimo stresu, hejtu, komplikacji, braku funduszy, bo leczenie i rehabilitacja oraz utrzymanie konia w rzeczywistości wyniosły więcej, niż udało się nam zebrać- udało się, bo Roster żyje i to jak w prawdziwej bajce????. Jeremi był źrebakiem, który został skazany na śmierć, przez swój charakter i kontuzje- był to koń, który sam sobie wyrządzał krzywdę, przez panikę- strachu przed jakimkolwiek ruchem, człowiekiem, odgłosami- razem z wami go wykupiliśmy i dzięki temu, Jeremi przeszedł przez potrzebny zabieg, a później, będąc już w naszej fundacji, wkładając w jego opiekę całe serce, dużo z nim pracowaliśmy- i dzięki temu, powoli Jeremi zaczął się uspokajać- jest to trudny koń, mający bardzo duży problem z kontaktem z człowiekiem- ale on go pragnie i choć nie wie jak, chce nawiązać z nim więź- przyznam się, że już go pokochałam i wiem, że nie obejdzie się bez potoku łez, gdy Jeremi znajdzie dom adopcyjny- kocham go, bo widzę, że pomimo tylu problemów, jest to wspaniały koń, którego można porównać do nieoszlifowanego diamentu- przykro się nam wszystkim robi, gdy przypomina się nam hejt, że jak głupi koń to tylko na rzeź, że z takim trudnym źrebakiem, to na pewno sobie nie poradzimy, że tylko pieniądze zbieramy, a jemu i tak nie pomożemy… Cieszę się, że nie poddaliśmy się, bo dzięki naszemu uporowi, dwa naprawdę wspaniałe konie, zamieniły z naszą wspólną pomocą swoje koszmary w bajki- jeszcze trochę, a okaże się, że z Jeremiego zrobimy prawdziwego pieszczocha… bo pewne skłonności już ku temu widać. Cieszę się, że nie opuścili nas ludzie i pomimo tylu negatywnych komentarzy, wsparli Rostera i Jeremiego- a na filmiku widać, że było warto. Nasz każdy dzień to walka z hejtem, natłokiem pracy, problemów, komplikacji z leczeniem- ale warto w tym tkwić, bo gdy się przez to przebrnie, ukazuje się szczęście- szczególnie tych wszystkich uratowanych istot, dla których tak prężnie działamy… nie dla zysku, nie dla poklasku, a z czystej pasji.????

 

Nasza kochana Desa wreszcie znalazła dom adopcyjny!

Nasza kochana Desa wreszcie znalazła dom adopcyjny!

Kochani,
Po roku czasu spędzonego w naszej fundacji, Desa wreszcie znalazła dom adopcyjny- znalazła opiekunkę, dla której nie liczył się wygląd i problemy Desy????– stwierdziła, że miłością i ciepłem wszystko się naprawi????.
Desa to suczka, z którą dużo pracowaliśmy, gdyż była ona kundelkiem bardzo wycofanym, panicznie bojącym się człowieka- do każdego podopiecznego podchodzimy bardzo indywidualnie i dzięki temu, nawet bardzo skrzywdzonym i wycofanym pieskom, dajemy szansę na złapanie kontaktu z człowiekiem i znalezienie domu adopcyjnego- bo pieski, które nie zachwycają swoją urodą i charakterem, bo mają wiele problemów, często takiego domu adopcyjnego nie mogą znaleźć.
W przypadku Desy, pomimo wielu apeli o jej adopcję, trwało to aż rok- Desa jest częścią naszej fundacyjnej rodziny, ale wiemy, że potrzebuje ona jednego opiekuna i choć serce pękało nam z żalu, zawieźliśmy ją już do nowego domu- będzie miała tam życie jak w bajce????.
Warto codziennie zmagać się z różnymi problemami- właśnie dla takich chwil????.

 

 

Informacja o Meli- niestety…

Informacja o Meli- niestety…

Czasem wydaje się , że uda się wygrać. Już myśli się, że wychodzi się na prowadzenie- i nagle, śmierć ucina wszystko- oddech, życie, nadzieję, szansę.

Walczyliśmy. Kilka dni i nocy, non stop, toczyliśmy walkę- walkę o życie malutkiego szczeniaka, który zachorował na parwowirozę- z całych serc wierzyliśmy, że choć wirus ten niesie ze sobą statystycznie 80 procent śmiertelności, a w rzeczywistości ponad dziesięć procent więcej, Mela należeć będzie do tych dziesięciu procent szczęśliwców, którym udało się go pokonać.

Kroplówki, leki, zastrzyki, wsparcie i opieka- stan Meli był krytyczny, po pierwszych dawkach leków i kroplówce, trochę się poprawił- i to był sygnał, by walczyć, jednak każdy czuje lęk, gdy nie wie, czy wygra i ile będzie musiał walczyć, tym bardziej, jeżeli jego przeciwnikiem jest wyspecjalizowany zabójca- my też to czuliśmy, jednak musieliśmy spróbować- bo już kiedyś, nam się udało, wyrwać innego szczeniaka z objęć śmierci i do dziś, zapewnić mu szczęście, zdrowie i opiekę- w przypadku Meli, starcie z parwowirozą było jeszcze bardziej nie równe.

W nocy byliśmy z nią, w dzień, jeździliśmy do weterynarza- robiliśmy wszystko, by ją wyleczyć i faktycznie, widać było poprawę jej stanu.

Jednak nie na darmo mówi się, że przed śmiercią zawsze lepiej się czuje- bo gdy chwilę temu cieszyliśmy się, że Mela jest trochę żywsza, już teraz jej nie ma- odeszła nagle, chwilę po ostatniej kroplówce, jaką jej podaliśmy- nie stoczyliśmy walki- szczeniak przegrał w pojedynku.

Serce pęka nam z żalu, ale trzeba się pozbierać, choć jest to trudne- bo wzroku tego malucha już nigdy się nie zapomni… pojawia się myśl, raczej nadzieja, że może chociaż za tęczowym mostem zazna spokoju- bo jej krótkie życie, pomimo naszych starań, skończyło się koszmarem.

W takich chwilach trudno jest pisać, dobierać słowa, bo ręka tak jakoś mimowolnie się zatrzymuje, a obraz rozmazuje- ale musiałam wam o tym powiedzieć, bo taka jest niestety rzeczywistość szarego świata. Szkoda, że Mela nigdy nie poznała jego jasnej strony. Szkoda, że nie daliśmy rady jej pomóc, choć tak mocno tego pragnęliśmy.

Kochani- dziękujemy za każde wsparcie- dzięki temu byliśmy w stanie na bieżąco zapłacić za leczenia małej- resztę przeznaczymy na karmę dla naszych innych podopiecznych szczeniaków i psów. Szkoda, że tym razem nie odmieniło one losu skrzywdzonej istoty- tym razem, to parwowiroza zabrała ze sobą Melę, nie my. Spoczywaj w pokoju, kochana Melu.

Dziękujemy za pomoc Calineczce!

Dziękujemy za pomoc Calineczce!

Kochani,

Wiem, że wszystko bardzo długo trwało, ale Calineczka miała złamanie miednicy i to nie tylko w jednym miejscu, więc cały proces leczenia, wymagał tego czasu- jej stan był ciężki, ale razem daliśmy radę zamienić jej koszmar w bajkę. Bo bez was, nie dalibyśmy rady uratować tej kotki z wypadku, potrąconej przez auto.

Teraz, Calineczka nadaje się już do adopcji realnej, więc… kto chciałby zostać jej opiekunem?

Calineczka to dość wycofana kotka, uwielbiająca głaskanie, przytulanie i wszelakie pieszczochy- ale sama nie przyjdzie, to wy musicie zacząć. Lubi, chyba jak każdy kot, wygrzewać się w słońcu i leniuchować.

Chcesz uzyskać więcej informacji? 665 403 450

Dziękujemy za każde wsparcie, wykonane w stronę Calineczki- dzięki wam, ona żyje i jest zdrowa 🙂

Jeremi już u nas w fundacji!

Jeremi już u nas w fundacji!

Kochani- dziękujemy w imieniu Jeremiego za okazane serce i pomoc, bo dzięki wam, Jeremi nie trafił na rzeź, a do naszej fundacji, gdzie został objęty najwyższą opieką i miłością.

W drodze do swojego nowego boksu, gdzie Jeremi odpocznie po stresującym i bardzo długim transporcie, zapoznał się z naszym innym podopiecznym źrebakiem- Nostrzykiem, a jeszcze wcześniej Rosterem.

Po potrzebnej operacji i pracy z Jeremim, jego życie zamieni się w sielankową bajkę- z całego serca DZIĘKUJEMY!

To dzięki wam, Jeremi dostał szansę na życie, zdrowie i miłość.